12.11.2008 | Ferrari P4/5 jest tylko jeden.
|
Wyobraźcie sobie, że macie już wszystko, o czym można tylko pomarzyć: rezydencję, jacht, limuzynę, kilka
luksusowych samochodów. A może nawet Enzo. W zasadzie nic więcej nie jest wam do szczęścia potrzebne - tak
przynajmniej powinno się wydawać. Ale może też być tak, że nie wszystkim podoba się Enzo - przecież po
drogach całego świata jeździ ich aż 400 sztuk. Jest powód do niezadowolenia!
Jeśli pieniądze czynią ludzi szczęśliwymi, to James Glickenhaus jest na pewno takim człowiekiem. Ten 56-latek przez
dłuższy czas był (z sukcesem) reżyserem i producentem filmowym, zanim 10 lat temu przystąpił do interesu ojca. Nie
można powiedzieć, że źle mu się wiedzie - jego firma należy do najbardziej renomowanych doradców inwestycyjnych i
zarządza portfelem o wartości ok. 1,5 mld dolarów!
W takim przypadku zawsze znajdzie się jakiś prywatny grosz, który można w coś zainwestować. Na przykład w
auta. Glickenhaus ma już w garażu cały przegląd sportowych samochodów z lat 50. i 60.: Forda GT Mark IV, Lolę
T70, Ferrari 166 Spydera Corsę czy Ferrari P4 (choć o autentyczność tego auta w środowisku kolekcjonerów toczony
jest spór). Ale jeśli chodzi o oryginalność, ostatni "eksponat" kolekcji nie budzi żadnych zastrzeżeń - mamy do
czynienia z samochodem, który powstał w jednym egzemplarzu i wyszedł ze słynnego studia Pininfariny. Za
techniczną bazę posłużyło Ferrari Enzo.
Designer Jason Castriota na nowo zinterpretował klasyczne linie legendarnego P4, "przetłumaczył" je na język
Pininfariny i "ubrał" całość w nowe materiały. Rezultat? Ferrari P4/5 Pininfarina zrobiło tak duże wrażenie na
przedstawicielach firmy z Maranello, że pozwolono, aby samochód mógł dumnie nosić znaczki ze skaczącym koniem -
zazwyczaj w takich wypadkach Ferarri reaguje alergicznie.
Karoseria auta została wykonana z włókien węglowych i jest uwieńczona szklaną kopułą przypominającą kabinę
samolotu myśliwskiego, niemalże identycznie jak w pierwowzorze. Wodróżnieniu od seryjnego EnzoP4/5 przeszło 200
różnych modyfikacji, które sprawiają, że mamy do czynienia z zupełnie innym samochodem. Mocowania otwieranych
do góry drzwi robią wrażenie filigranowych, a przednie błotniki są w zasadzie olbrzymimi nadkolami. Tylne
rury wydechowe niczym peryskopy łodzi podwodnych przypominają czasy, gdy auta wyścigowe wyglądały jeszcze
jak samochody sportowe.
Z lat 60. pochodzą też rytmy rozbrzmiewające z pokładowego odtwarzacza mp3 - Glickenhaus to fan starego,
dobrego rocka i w swoim aucie musi mieć odpowiednią atmosferę. Za to dość nowocześnie wyglądają obicia
foteli - czarny kauczuk połączono z czerwoną skórą. Decyzję o wyborze "mieszanki" materiałów tolerancyjny
ojciec powierzył swojej córce Weronice.
Znacznie mniej wyrazów poparcia zbiera Glickenhaus od innych kolekcjonerów Ferrari. "Uważają mnie za
wariata, bo kazałem przebudować moje Enzo" - przyznaje James z delikatnym uśmiechem na ustach. Ale jak sam
przyznaje, można z tym żyć, bo nie należy on do grupy ludzi, którzy swoje samochody trzymają w
klimatyzowanych garażach i czekają, aż się zestarzeją.
Premiera Ferrari P4/5 miała miejsce w kalifornijskim Pebble Beach podczas konkursu elegancji. Europejski
debiut niepowtarzalnego bolidu odbędzie się podczas salonu w Paryżu pod koniec września. Później Glickenhaus
zamierza poruszać się tym autem po ulicach, tak samo jak Ferrari P4, którym w czerwcu uczestniczył
w Giro di Sicilia. Z tej samej okazji jego mechanik "przewietrzył" " 166 Corsę". I czy ktoś jeszcze powie,
że pieniądze szczęścia nie dają?
Na podstawie tekstu: Piotra Burcharda (A¦ 35/2006 )
Poniżej kilka zdjęć, tapet na pulpit samochodu Ferrari P4/5.
|